Drugie podejście do Mszany Dolnej. Poprzednim razem nie dotarłem - najpierw złapała mnie burza i musiałem przeczekać, później jechałem dalej w deszczu, a na koniec jeszcze złapałem kapcia. Wymieniłem dętkę i podpompowałem ręczną pompką (która jak się okazało nie działa zbyt dobrze), ale ciśnienie nie było satysfakcjonujące, więc postanowiłem zawrócić i nie ryzykować.
Tym razem dojechałem bez większych problemów, chociaż trochę na hardkora - bez zapasowej dętki (nie kupiłem jeszcze) i z konającą, podziurawioną w paru miejscach oponą, która prosi żeby oszczędzić jej cierpień.