Jezioro Dobczyckie

Czwartek, 4 czerwca 2015 · Komentarze(1)
Kategoria Do 100km, Z aparatem

Święto ustawowo wolne od pracy. Istnieje lepszy dzień na rowerową przejażdżkę? Dla mnie to w sumie bez wielkiej różnicy, bo pracuje zdalnie, ale zmniejszony ruch na drodze skusił mnie na dłuższą przejażdżkę.
Jako cel wybrałem sobie Dobczyce i jezioro przy którym znajduje się ta miejscowość. Droga mi raczej słabo znana (byłem w tamtych okolicach zaledwie raz), więc całe rano kombinuje jak się nie zgubić na południu. Pomysł drukowania mapek z karteczkami był kuszący, ale drukarka nie działa, a dzisiaj mogłoby być ciężko ze znalezieniem otwartych punktów ksero.

Wpadłem na inny pomysł - totalnie prowizorycznego statywu a kierownice, zrobionego z... opaski na ramię na smartfona. Przewiązałem opaskę wokół mostka i włożyłem do niej telefon. Mimo prowizorki, trzymał się dość mocno, a nic lepszego nie wymyśliłem, więc ruszyłem w drogę z Google Maps'ową nawigacją.



Google Mapy w trybie rowerowym to fajna rzecz - wybiera mniej ruchliwe drogi, znajduje najkrótszą trasę. Niestety nic nie jest idealne i szybko się o tym przekonałem. Przejeżdżając obok Centrum Jana Pawła II, okazało się, że droga którą prowadzi mnie nawigacja jest w remoncie i to naprawdę mocno zaawansowanym, nieprzejezdna nawet rowerem. Skręciłem z drogi którą ustaliłem wcześniej i zaczęły się jaja. Automatycznie wyznaczona nowa trasa okazała się czymś totalnie pokręconym, prowadzącym przez niestworzone dróżki okołokrakowskie.

Jazda rowerem przez okoliczne wsie, w samo południe w Boże Ciało ma to do siebie, że po prostu w którymś momencie trzeba wpaść na drogę którą akurat idzie procesja. Na szczęście zdarzyło mi się to tylko raz, ale tłok był tak gęsty, że musiałem zejść z roweru i iść poboczem.



Po 40km jestem w Dobczycach i kieruje się w stronę zapory. Dzisiaj raczej mało ludzi, raptem kilka osób. Kiedy byłem w tym miejscu pierwszy raz, rok temu, był tłum. Wjechałem wtedy bezczelnie rowerem na koronę tamy i byłem w szoku, gdy okazało się, że na każdej latarni jest głośnik z którego pan ochroniarz grzecznie prosi mnie o zejście z roweru.
Tym razem oszczędzam mu gadania i wchodzę wchodzę na zaporę na nogach.






Jezioro jest ogromne, ale poza zaporą niewiele się tam dzieje, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jestem przyzwyczajony do podkarpackich zalewów/jezior gdzie mimo ich niewielkich rozmiarów, każde z nich próbowano podpiąć pod turystykę, otwierając pola namiotowe, plaże, stawiając domki letniskowe. Na Jeziorze Dobczyckim nie zaobserwowałem podobnych rzeczy.




W drodze powrotnej znowu korzystam z pomocy nawigacji. Tym razem jadę trochę inną drogą i pewnym momencie, gdzieś na zadupiu znika zasięg i na moment zostaję sam na sam z rozwidleniem dróg na którym totalnie nie wiem w którą stronę jechać. Przez ten incydent musiałem się wracać około 5km, żeby wrócić na prawidłową drogę.

Komentarze (1)

Fajny artykuł, zachęca do podróży :D

Takeru 22:19 piątek, 12 czerwca 2015
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wczyc

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]