Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:571.74 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:28:41
Średnia prędkość:19.93 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Suma podjazdów:4519 m
Suma kalorii:16248 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:40.84 km i 2h 02m
Więcej statystyk

Jezioro Dobczyckie

Czwartek, 4 czerwca 2015 · Komentarze(1)
Kategoria Do 100km, Z aparatem

Święto ustawowo wolne od pracy. Istnieje lepszy dzień na rowerową przejażdżkę? Dla mnie to w sumie bez wielkiej różnicy, bo pracuje zdalnie, ale zmniejszony ruch na drodze skusił mnie na dłuższą przejażdżkę.
Jako cel wybrałem sobie Dobczyce i jezioro przy którym znajduje się ta miejscowość. Droga mi raczej słabo znana (byłem w tamtych okolicach zaledwie raz), więc całe rano kombinuje jak się nie zgubić na południu. Pomysł drukowania mapek z karteczkami był kuszący, ale drukarka nie działa, a dzisiaj mogłoby być ciężko ze znalezieniem otwartych punktów ksero.

Wpadłem na inny pomysł - totalnie prowizorycznego statywu a kierownice, zrobionego z... opaski na ramię na smartfona. Przewiązałem opaskę wokół mostka i włożyłem do niej telefon. Mimo prowizorki, trzymał się dość mocno, a nic lepszego nie wymyśliłem, więc ruszyłem w drogę z Google Maps'ową nawigacją.



Google Mapy w trybie rowerowym to fajna rzecz - wybiera mniej ruchliwe drogi, znajduje najkrótszą trasę. Niestety nic nie jest idealne i szybko się o tym przekonałem. Przejeżdżając obok Centrum Jana Pawła II, okazało się, że droga którą prowadzi mnie nawigacja jest w remoncie i to naprawdę mocno zaawansowanym, nieprzejezdna nawet rowerem. Skręciłem z drogi którą ustaliłem wcześniej i zaczęły się jaja. Automatycznie wyznaczona nowa trasa okazała się czymś totalnie pokręconym, prowadzącym przez niestworzone dróżki okołokrakowskie.

Jazda rowerem przez okoliczne wsie, w samo południe w Boże Ciało ma to do siebie, że po prostu w którymś momencie trzeba wpaść na drogę którą akurat idzie procesja. Na szczęście zdarzyło mi się to tylko raz, ale tłok był tak gęsty, że musiałem zejść z roweru i iść poboczem.



Po 40km jestem w Dobczycach i kieruje się w stronę zapory. Dzisiaj raczej mało ludzi, raptem kilka osób. Kiedy byłem w tym miejscu pierwszy raz, rok temu, był tłum. Wjechałem wtedy bezczelnie rowerem na koronę tamy i byłem w szoku, gdy okazało się, że na każdej latarni jest głośnik z którego pan ochroniarz grzecznie prosi mnie o zejście z roweru.
Tym razem oszczędzam mu gadania i wchodzę wchodzę na zaporę na nogach.






Jezioro jest ogromne, ale poza zaporą niewiele się tam dzieje, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jestem przyzwyczajony do podkarpackich zalewów/jezior gdzie mimo ich niewielkich rozmiarów, każde z nich próbowano podpiąć pod turystykę, otwierając pola namiotowe, plaże, stawiając domki letniskowe. Na Jeziorze Dobczyckim nie zaobserwowałem podobnych rzeczy.




W drodze powrotnej znowu korzystam z pomocy nawigacji. Tym razem jadę trochę inną drogą i pewnym momencie, gdzieś na zadupiu znika zasięg i na moment zostaję sam na sam z rozwidleniem dróg na którym totalnie nie wiem w którą stronę jechać. Przez ten incydent musiałem się wracać około 5km, żeby wrócić na prawidłową drogę.

Crossowo po Krakowie

Wtorek, 2 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Do 60km, Po mieście

Chciałem pośmigać trochę w okolicach kopca Krakusa, chociaż i tak większość kilometrów natłukłem po mieście.
Krótka wycieczka, ale po drodze wpadłem na kilka fajnych pomysłów na przyszłe trasy. Wracając złapał mnie już dość zaawansowany wieczór, a jako, że nie mam światła, przymocowałem do kierownicy latareczkę przy pomocy opaski odblaskowej. To chyba niezbyt mądre rozwiązanie, muszę w końcu kupić konkretne oświetlenie.
Zdjęcie kopca jest z kwietnia (drzewka dopiero się budziły), nie wziąłem tym razem aparatu, więc wygrzebałem z dysku.

Nowy nabytek

Poniedziałek, 1 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Do 60km, Po mieście

Prastara zasada mówi, że prawidłowa liczba rowerów to n+1, gdzie n to ilość jaką już posiadasz.

Ale na poważnie - od dłuższego czasu marzy mi się dłuższa wyprawa rowerowa, niestety szosówka i sakwy (próbowałem) to nie najlepszy pomysł. Poza tym, fajnie czasem zjechać z asfaltu i pojeździć po mniej przewidywalnej powierzchni.
Dlatego zdecydowałem się na crossa, głównie ze względu na uniwersalność tego typu rowerów.

Wybór padł na rower Kross Evado 2.0.
Pierwsza jazda, mimo, że dość krótka, przekonała mnie, że faktycznie warto było zainteresować się czymś mniej szosowym. Jechałem głównie po mieście i kawałek po lesie, ale różnica i tak mnie zaskoczyła. O ile szosówką nie lubię jechać przez miasto (nie jeżdżę przeważnie ulicami, a chodniki i wysokości krawężników potrafią naprawdę potłuc dupsko), o tyle crossem jechało się przyjemnie. Największa frajda zaczęła się po zjechaniu bardziej w teren. Wiem, że to brzmi śmiesznie, że jaram się oczywistymi rzeczami, ale jestem człowiekiem, który nie siedział na niczym innym niż szosa od 6 lat.